Pochodzą z Łodzi. Grają razem od trzech lat. Wystarczył rok czasu, żeby wystąpili na Open’erze. Potrzebowali niecałych dwóch miesięcy, żeby zebrać fundusze na wydanie debiutanckiej płyty “Revision Thing” w serwisie MegaTotal, która ukaże się w połowie listopada nakładem ich własnego labelu Gish. Mają w sobie energię, która w jakiś sposób działa na internautów, ponieważ niewiele dzieli ich również od uzbierania pełnej kwoty potrzebnej do zrealizowania teledysku do singla „Copacabana” na crowdfundingowej platformie Polak Potrafi. O tym. jak powstawało Revision Thing i czemu Polacy mają problem z angielskim w rodzimej muzyce rozmawiałem z Revlovers na ich sali prób w Łodzi.
Wywiad, w grudniu pojawił się w magazynie HIRO (w „gazetowej” oprawie można przeczytać go TUTAJ). W prawdzie, to niepublikowana wcześniej, druga część rozmowy powstała z myślą o Jak Tu Grać, jednak tytułem wstępu warto zajrzeć do początku konwersacji, która rozwinęła się nam do przeszło godziny. Szczególnie polecam, jeśli kiedykolwiek mieliście problem z językiem angielskim u polskich wykonawców a chcielibyście zrozumieć „dlaczego tak?”. Mnie naprawdę przekonali. Druga część naszej rozmowy pojawi się już niebawem.
Niedługo pojawi się wasza debiutancka płyta. Jaki dział w Empiku byłby dla niej odpowiedni?
Sebastian: Mimo wszystko półka z alternatywą. Sami, szukając muzyki, kierujemy się właśnie tam.
Basia: Mimo tej alternatywy jest to również pop. Kładziemy nacisk na popową piosenkowość i melodyjność, więc myślę, że oksymoron w postaci alternatywnego popu sprawdziłby się najlepiej.
A skąd elektronika? W poprzednich projektach, które współtworzyliście (Vixo, Cutcat), mimo wszystko na pierwszym planie były raczej gitary.
Sebastian: Zawsze lubiliśmy instrumenty klawiszowe, które w jakiś sposób nas inspirowały. Jak powiedziałeś, zaczynaliśmy od gitar, ale z drugiej strony ciągnęło nas do tego, żeby pograć sobie na keyboardzie.
Michał: Generalnie nie mamy też perkusisty, więc musieliśmy nauczyć się programować automaty perkusyjne. To w pewien sposób wymusza słuchanie muzyki elektronicznej, gdzie nie ma żywych instrumentów.
Czyli nigdy nie trafiliście na odpowiedniego perkusistę, czy po prostu bardziej odpowiada wam granie z automatem?
Darek: Mielismy kilku perkusistów. Przewinęło się pięciu albo sześciu, jednak to cały czas nie było to. Zaczęliśmy z Basią programować bity i w pewien sposób było to wtedy ciekawe, jednak stale szukaliśmy kogoś, kto może zastąpić automat. Taka osoba się jednak nie znalazła, dlatego zostaliśmy przy samplowanej perkusji.
Basia: Nasza najdłuższa przygoda z żywym perkusistą była z Łukaszem Klausem (Cool Kids Of Death), który faktycznie bardzo nam pomógł. Ktoś taki byłby nam jednak potrzebny na stałe, jako piąty członek zespołu. Jesteśmy ze sobą dość blisko i dobrze rozumiemy się muzycznie, dlatego trudno będzie nam teraz znaleźć perkusistę, który mógłby do nas dołączyć.
Łukasz grał z wami przez jakiś czas na perkusji, płyta powstawała w studio u Kamila Łazikowskiego, który również gra w Cool Kids Of Death. Czy istnieje jakaś wyjątkowa przyjaźń między waszymi zespołami? Chłopaki pomagają wam jako ten zespół, który debiut ma już dawno za sobą?
Basia: Jako zespół może niekoniecznie. Łukasz zauważył w nas jakiś potencjał i sam z siebie chciał nam pomóc, mocno angażując się w nasz projekt. Kamil też dostrzegł w tym coś fajnego i tak zaczęła się nasza współpraca. Chłopaki mają jednak tyle na głowie, że raczej nie ma co mówić o jakiejś zespołowej przyjaźni. Po prostu tak wyszło, że akurat dwoje z członków CKOD bardzo nam pomogło.
W takim razie opowiedzcie, jak układała się współpraca z Kamilem w studio.
Basia: Wchodząc do studia, plan był ułożony właściwie od A do Z. Wiedzieliśmy dokładnie jak ma brzmieć ta płyta i co chcemy uzyskać. Dzięki Kamilowi doszło jednak wiele smaczków, które zawdzięczamy sprzętom, jakie miał w studio. Mam tu na myśli np. klawisze Rhodes i inne instrumenty, którymi sami nie dysponowaliśmy.
Michał: Na salce mieliśmy już nagrane demo i nawet trochę z zarejestrowanego wcześniej materiału udało się przemycić na płytę, jednak i tak zeszło nam sporo czasu. Płyta powstawała w sumie prawie rok czasu.
Sebastian: Niektóre zabiegi Kamila dodały tym nagraniom wyjątkowego charakteru. Przede wszystkim otrzymaliśmy wiele cennych rad związanych właśnie z instrumentami klawiszowymi, na których przecież sam gra. Kamil jest osobą, która słucha i zna bardzo dużo muzyki, co jest na pewno źródłem wielu inspiracji. Choćby z bębnami zrobił dokładnie to, czego oczekiwaliśmy. Są wyjątkowo potężne, nie chowają się gdzieś na drugim planie. Jednocześnie wokal nie jest nadmiernie wyeksponowany, tak jak w większości produkcji, których się teraz słucha.
Darek: Podczas nagrywania płyty Kamil był właściwie piątym członkiem zespołu. Znał te kawałki tak samo dobrze jak my, a jednocześnie potrafił na nie spojrzeć nieco inaczej. Potrafił również usunąć niektóre rzeczy, unikając tym samym „przepychu”, jaki pojawiał się w niektórych kompozycjach. I faktycznie – teraz, słuchając gotowego materiału, wiemy, że jest on bardziej selektywny i buduje się tam pewnego rodzaju dramaturgia.
Sporo powiedzieliście o muzycznej stronie Revision Thing. Powiedzcie w takim razie, o czym są same piosenki.
Basia: Mam wrażenie, że jest tu dużo emocji, uczuć, marzeń, takich rzeczy bardzo intymnych.
Sebastian: Tak, to są emocjonalne piosenki w pewien sposób wynikające z naszych wewnętrznych przemyśleń. Nie piszemy jak na razie o polityce czy wydarzeniach historycznych. To jest zapis różnych emocji, które są wewnątrz nas. Nieraz są to piosenki o marzeniach, nieraz o miłości, a innym razem o zawodzie czy smutku. Jest to przede wszystkim zapis życia wewnętrznego.
Skoro jest w tym tyle emocji, muszę spytać o dość drażliwą na naszym rynku muzycznym kwestię. Dlaczego nie zdecydowaliście się pisać tekstów po polsku?
Basia: To dość zabawne, bo troje z nas jest filologami polskimi, a czwarty, który skończył filologię angielską, nie pisze tekstów, tylko zajmuje się bitami i gitarą. Może to kwestia szacunku dla naszego języka i tego, jak bardzo jest on trudny w muzyce.
Darek: Jak większość ludzi słuchamy muzyki anglojęzycznej. Nasze wszystkie inspiracje śpiewane są w tym języku, więc wybraliśmy taką drogę, która wyszła właściwie w naturalny sposób. Próby śpiewania po polsku okazały się w naszym przypadku brzmieć dość karykaturalnie. To nie było prawdziwe.
Jednak czytając komentarze czy recenzje w sieci odniosłem wrażenie, że ten angielski jest największym zarzutem, jaki słuchacze kierują pod waszym adresem.
Darek: Moim zdaniem jest to kwestia pewnych kompleksów. Rozmawiając z obcokrajowcem łamiącym polski, nie śmiejesz się z niego. Puszczając naszą muzykę rodowitym Anglikom, Szkotom czy Nowozelandczykom absolutnie nikt nie powiedział, że jest w tym coś złego. Ja usłyszałem tylko jedno: „that’s english”. Okazuje się, że tylko w Polsce spotykamy się z takimi komentarzami.
Basia: To naturalne, że osoby z nieanglojęzycznych krajów posiadają własny akcent i naleciałości pochodzące z własnej mowy. Nie rozumiem, dlaczego ludzie czepiają się akcentów polskich wykonawców, skoro jest to pewna cecha charakterystyczna.
Michał: Dziwne jest, że nie może być zespołu z Polski śpiewającego po angielsku. To jest możliwe we wszystkich krajach, a w Polsce wciąż mamy z tym problem.
Basia: Wystarczy posłuchać, jak wypowiadają się członkowie Phoenix czy wczesna Bjork.
Michał: Można znać świetnie angielski, a pisać jednocześnie kiepskie teksty.
Puszczając naszą muzykę rodowitym Anglikom, Szkotom czy Nowozelandczykom absolutnie nikt nie powiedział, że jest w tym coś złego. Ja usłyszałem tylko jedno: „that’s english”. Okazuje się, że tylko w Polsce spotykamy się z takimi komentarzami.
Sebastian: Dokładnie. Urokiem Bjork czy Phoenix. o których wspomniała Basia, jest to, że ten ich język angielski to właśnie ICH angielski, a nie próba kopiowania brytyjskiego akcentu prosto z Londynu.
Michał: To jest często takie tworzywo filtrowane przez wrażliwość tych wykonawców, które powoduje, że wytwarza się bardzo specyficzna poezja. Tam powtarzają się te same zwroty czy stwierdzenia, ale żaden Anglik nie zarzuci Bjork, że kaleczy język. Jest to wyjątkowe z tego względu, że przez te utwory przemawia jej osobowość, obok której nie da się przejść obojętnie. Tak samo Phoenix mieli ten problem we Francji. Ludzie zarzucali im śpiewanie po angielsku i dopiero teraz, po tylu latach wszyscy jakoś się do tego przekonali. Chciałbym, żeby w końcu nadszedł taki moment, żeby w takich rozmowach przestały padać pytania o ten angielski, bo ja, pisząc teksty w tym języku, absolutnie nie mam żadnego kompleksu, żeby pokazać je komukolwiek. Czuję się z tym dobrze i jestem zadowolony z tego, co napisałem.
Basia: Ten język to narzędzie, dzięki któremu chcemy coś wyrazić. Nie przykładamy wagi do tego, żeby brzmieć jak zespół z Chicago, Londynu czy Birmingham. Jesteśmy stąd i w ogóle się od tego nie wzbraniamy, a wręcz chcemy to za każdym razem podkreślać.
Michał: Śpiewanie po angielsku kompletnie nie gryzie nam się z tym, że jesteśmy z Polski. Śpiewając po polsku bylibyśmy nienaturalni. Skończyliśmy studia filologiczne. Dobrze znamy literaturę polską, całą tę tradycję. Jesteśmy wielkimi fanami polskiej poezji i języka polskiego, ale obraliśmy inną drogę artystyczną, gdzie śpiewamy w języku międzynarodowym, bo wychowaliśmy się na takiej, a nie innej muzyce i to nas właśnie kręci.
Pewnie minie jeszcze trochę czasu, zanim większość słuchaczy zacznie patrzeć z tej perspektywy na twórczość polskich artystów śpiewających po angielsku. Cieszę się, że wszyscy, jako absolwenci filologii, w tak rzeczowy sposób argumentujecie ten temat. Powiedzcie jeszcze na koniec, jakie są wasze plany związane z nadchodzącą premierą płyty.
Sebastian: Przede wszystkim koncert promocyjny w Owocach i Warzywach 14 listopada. Tam będzie można nabyć płytę w formie fizycznej. Będziemy chcieli wypuścić trzy single z tego albumu razem z teledyskami. Jak wszystko się dobrze potoczy, być może przyjdzie czas na ogólnopolską promocję płyty.
Michał: Jest nami zainteresowany wydawca, więc wszystko zależy od powodzenia tych singli. Jeśli nie uda się wznowić tego materiału, to na pewno skupimy się na robieniu nowego, być może już we własnym studio. Nie planując jeszcze drugiej płyty, na pewno będziemy robić pod nią grunt.
Nie wierzę, że z tak dobrą passą w ciągu ostatnich miesięcy coś miałoby się nie udać. Życzę dalszych sukcesów i oczywiście udanej premiery płyty.
***
Drugi teledysk zespołu, zrealizowany ze środków uzbieranych w serwisie PolakPotrafi.pl. Więcej o crowdfundingu będzie można dowiedzieć się z drugiej części rozmowy z Revlovers.
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=AKOMubL31qU&w=670&h=354]
Bartłomiej Luzak
Jakby co to te przyciski podają dalej:
*a jak korzystasz z AdBlocka to w ogóle ich nie widzisz