Dziś BlogDay 2014. 31 sierpnia to taki 4 maja (may the 4th?) wśród fanów Gwiezdnych Wojen. Kombinacja cyfr: 31.08, w tajemnym języku leet, z odrobiną wyobraźni, ma tworzyć słowo „blog”. Tego dnia polecamy ulubionych blogerów. A ponieważ moja lista do której zbieram się od jakiegoś czasu, wciąż nie jest jeszcze gotowa, dzś chcę Wam polecić muzyczną nowość prosto z Łodzi.
Do pierwszego koncertu Amourette, który odbył się jakoś rok temu w łodzkim Foto Cafe 102, nie myślałem, że grindcore’owi wokaliści są reformowalni. Kuba przez dobre 15 lat swojego życia charczał, darł puchę i wydawał z siebie dźwięki, które tylko w naprawdę wąskich kręgach uznać można za wokal (dopełniający w tym przypadku brutalną ścianę dźwięków). Gdyby ktoś miał ochotę posłuchać, polecam sprawdzić kapele takie jak: Toxic Bonkers, Parricide, Ass To Mouth czy SelfHate. Znając muzyczną przeszłość Jakuba, naprawdę osłupiałem na widok kameralnej, estetycznej atmosfery lokalu dopełnionej świecami, nienaganną fryzurą, elegancką koszulą i dzbankiem herbaty stojącym na stoliku obok opartej o krzesło gitary akustycznej (upewniałem się nie raz, to była serio herbata). Brakowało tylko gipsowego wazonu pełnego suszonych kwiatów i białego puchatego dywanu. Gdyby ktoś nie do końca jeszcze wczuł się w moje zdziwienie, polecam poniższy album:
Ok. No więc tak wyglądał mój muzyczny obraz Jakuba przed pamiętnym koncertem w Cafe 102. Wybija godzina zero, nasz bohater sięga po gitarę a ja nie do końca wiem co się właśnie dzieje. Słyszę 9 Crimes (Damian Rice), Falling Slowly (Glen Hansard), Set The Fire To The Third Bar (Snow Patrol) Skinny Love (Bon Iver) i jeszcze kilka piosenek, których kompletnie się tam nie spodziewałem. Okazuje się, że Kuba naprawdę śpiewa. I do tego znakomicie czuje taki akustyczny songwritting, pisząc kapitalne melodie, które są wypadkową współczesnych inspiracji indie folkiem w stylu Bon Iver czy Mumford and Sons oraz akustycznego grunge’u, który siedzi w Kubie tak samo mocno jak cała reszta muzycznych lat 90.
I tak właśnie zostałem fanem mojego serdecznego kolegi Kuby Ziomkowskiego, który w swojej nowej, muzycznej odsłonie występuje pod nazwą Amourette i kilka dni temu wypuścił do sieci pierwsze demo obejmujące 5 autorskich kawałków i dwa covery. Po drodze, Amourette nieprzypadkowo stał się duetem, dopełnionym przez Dominikę Czapską, z którą przez kilka lat graliśmy razem w Kind Off. A skoro już zacząłem wpis od BlogDay, nie mogę zapomnieć o tym, że Dominika, poza śpiewem i żartem suchym niczym kiełbasa krakowska z poprzedniej dekady, posiada również talent kulinarny. Odkąd się znamy, aktywnie agituje za niejedzeniem mięsa, hoduje w bloku świnię i prowadzi bloga, który z okazji dzisiejszego święta polecam waszej uwadze. Jeśli należycie do grupy #ludziektorzybezmiesatonieobiad, sprawdźcie Majne Szwajne aka. Smakoszki Jaroszki. Nie raz załapałem się na wegański obiad u Dominiki i potwierdzam: bez schabowego też się da.
Z całego serduszka polecam Wam pierwszy materiał Amourette, który możecie również pobrać TUTAJ. Jako, że jest to demko nie spodziewajcie się oczywiście produkcyjnych fajerwerków, ale te siedem piosenek naprawdę super oddaje klimat koncertów Kuby i Dominiki, które mam nadzieję będziemy mieli okazję odwiedzać coraz częściej. Żeby być na bieżąco, polecam zajrzeć na fanpage.
Jest siedem dobrych piosenek. Jest jeden blog kulinarny. Nie było porównania do Eddiego Veddera (oh wait…). Pora przygotować się do nowego tygodnia. No i koniecznie dajcie znać jak podoba wam się Amourette. Stay tuned.
Jakby co to te przyciski podają dalej:
*a jak korzystasz z AdBlocka to w ogóle ich nie widzisz