3198779535_bfe89b6eb2_b

Wszyscy jesteśmy „na świeżo” po Akcji Znicz. Wielu z Was wracało do domu pociągami więc być może moja historia będzie dobrym preludium do wymiany podobnych anegdot lub historii. A może ktoś, w przeciwieństwie do mnie, został pozytywnie zaskoczony przez PKP? Ja po prostu nie mogłem się nadziwić…

Dzisiejszy ból dupy nie będzie malkontenctwem samym w sobie, wrodzonym, narodowym narzekactwem czy marudzeniem z pod znaku „bo mi się należy”. Dzisiejszy wpis to krótka przygoda, której głównym bohaterem będzie moje niedowierzanie w to, że Polskie Koleje Państwowe wciąż tkwią w latach 90. No chyba, że informatyczna infrastruktura, która im obecnie towarzyszy to efekt wyjątkowo pechowych przetargów. Zacznę od początku.

Jest czwartek. Zakładałem, że kocioł na drogach zacznie się dopiero w piątek ale ponad 2 godziny podróży autostradą z BlaBlaCar szybko zweryfikowały tę hipotezę negatywnie. Oprócz tego, że przejazd z Łodzi do Warszawy trwa zazwyczaj godzinę krócej to liczba Januszów za kierownicą Passatów mknących z zawrotną prędkością 90 km/h po lewym pasie była znacząco wyższa. Ale o tym innym razem. Zupełnie nie wiedziałem o której będę wracał więc stanęło na tym, że z powrotem jadę pociągiem.

Tyle w temacie pociagow. #dementors #pkp #thetruth

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Bartłomiej Luzak (@glupiowyszlo) Wł.

Podróż na trasie Łódź-Warszawa kosztuje obecnie 25 złotych (bez ulgi). Biorąc pod uwagę, że z powodu remontów, pociąg zatrzymuje się niemal za każdym razem na przeszło pół-godzinny postój (no chyba, że robi to tylko wtedy kiedy ja nim jadę #fml) zniżka jest okej (jeśli dobrze pamiętam, przed remontami na trasie, płaciłem ponad 30zł). No więc jak już ogarnąłem wszystkie spotkania w Stolicy okazało się, że od wylądowaniu na dworcu, będę miał 20 minut, żeby kupić bilet. Po drodze, ogarniam jeszcze czy w Google Play nie pojawiła się aplikacja pozwalająca kupić wirtualny bilet. Niestety, w tej kwesti nic się nie zmieniło. Wchodzę. Najpierw wejście „od dołu”. Jakieś 20 osób i jedno okienko. Nie zdążę, nie ma opcji. Idę na górę. Kolejka na jakieś 50 osób. Cała ściana okienek z czego aktywne około pięciu. Staję. Podobno na dworcu są gdzieś biletomaty. Podobno bo naprawdę ani razu nie widziałem czegokolwiek co przypominałoby automat sprzedający bilety, nie mówiąc o jakichkolwiek oznaczeniach prowadzących do maszyny. Stoję. Po 15 minutach, przede mną wciąż jakieś 15 osób. Nie zdążę. Biegnę do pierwszego bankomatu. Przepraszamy, bankomat chwilowo nieczynny. Lecę do drugiego. 2 osoby w kolejce. Wypłacam. Minuta do odjazdu. Łapię jeszcze po drodze konduktora i dla pewności pytam czy nadal można kupić u niego bilet. Można. 10 zł dopłaty. 10 ZŁOTYCH POLSKICH ZA TO, ŻE I TAK CHODZI PO PRZEDZIAŁACH I I TAK NOSI ZE SOBĄ TEN MAŁY NOWOCZESNY KOMPUTER (o którym za chwilę). Wsiadłem. Pociąg ruszył. Zdążyłem.

Postój w środku czarnej dupy oczywiście mnie nie ominął. Co ciekawe, w przedziale bardzo długo nie pojawiał się pan konduktor. Za Skierniewicami zostałem już sam i bardzo liczyłem na to, że pointą tego wpisu będzie darmowa podróż. Nic z tego. Pan konduktor pojawił się w Koluszkach a ja z wrodzonej uczciwości nie potrafiłem mu powiedzieć, że dopiero co wsiadłem. Żeby było zabawniej, wydrukowanie biletu z pomocą nowoczesnej technologii zamkniętej w małej czarnej skrzynce, zajęło jakieś 5 minut. W tym czasie dowiedziałem się, że urządzenie obsługuje karty płatnicze ale rzadko kiedy taka płatność się udaje. A na koniec usłyszałem, że pociąg, który ruszył 10 minut po moim, już dawno wylądował w Łodzi. Kurtyna. Uśmiech. Koniec nieszczęścia. Pora na wnioski.

#nudzesie #monstersinc #paulocoelho #imblizejlodzitymgorsze3g #pkp

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Bartłomiej Luzak (@glupiowyszlo) Wł.

Po pierwsze, naprawdę nie rozumiem dlaczego PKP wciąż nie ogarnęło aplikacji umożliwiającej wirtualne płatności za bilety. Jasne, że można to zrobić z poziomu przeglądarki ale smartfon z Androidem nie jest wymarzonym narzędziem jeśli chodzi o wbijanie numerów karty bez jakiegokolwiek zabezpieczenia w postaci dedykowanej apki. Od biedy można to nawet ogarnąć przez SkyCash czy inny moBILET. To naprawdę nie może być aż tak skomplikowana procedura…

Po drugie, automaty do biletów. O ile bilety komunikacji miejskiej w Warszawie, można kupić z maszyny na niemal każdym przystanku, podobne cuda ze strony PKP podobno gdzieś są, ale osobiście nie uświadczyłem choćby małej tabliczki wskazującej doń drogę.

No i wreszcie po trzecie, dopłacanie do biletu kupionego u konduktora. Serio? 50 ludzi w kolejce, 5 otwartych okienek i brak jakiejkolwiek alternatywy dla kogoś kto nie miał możliwości kupienia biletu wcześniej. Skoro typ i tak przyjdzie do przedziału. I tak będzie skanował bilety, to wydruk jeszcze jednego chyba nie jest na tyle pracochłonny, żeby obciążać mnie opłatą za jego wydanie (taka nazwa usługi figuruje na kwitku, który dostałem). No dobra. Rzekłem. W końcu grunt, że dotarłem do domu.

A teraz: światełko w tunelu:

Tekst leżał nieskończony w panelu i chyba dobrze się stało. Właśnie dostaliśmy na AntyApps informację prasową od PKP. Cytuję: SkyCash i PKP Intercity rozpoczęły pilotaż nowego narzędzia umożliwiającego kupowanie biletów przez komórkę. Podobno usługa startuje na przełomie listopada i grudnia. Ściskam moje tłuściutkie, marudne kciuki. Oby tym razem, jakże nowoczesna technologia, nie pokonała PKP. 

Foto: Sludge G

Jakby co to te przyciski podają dalej:

*a jak korzystasz z AdBlocka to w ogóle ich nie widzisz