Niestety moje przewidywania się nie sprawdziły: samotny wyjazd na festiwal ani trochę nie pomaga w lepszej organizacji czasu. Co prawda, odpada problem wiecznego czekania na „resztę drużyny”, ale na każdym kroku spotykam kogoś znajomego, co w efekcie sprawia, że wciąż nie odwiedzam poszczególnych scen tak często jak planowałem. Dziś od rana przyjemny chillout nad wodą, który niestety trzeba było przerwać na rzecz podsumowania wczorajszego dnia, które możecie przeczytać poniżej.
Admiration Is For Poets
Chyba pierwszy raz w życiu dotarłem na festiwalu na pierwszy koncert. Padło na konkursowe Admiration Is For Poets, którzy, jako jeden z trzech zespołów, dostali się na OFF dzięki głosowaniu SMS. Wokół konkursu było w tym roku spore zamieszanie związane z jego formułą i kwestiami finansowymi, dlatego po koncercie miałem okazję porozmawiać z chłopakami na ten temat. Muszę przyznać, że mają bardzo zdrowe podejście do sprawy, ale więcej na ten temat będziecie mogli przeczytać w wywiadzie, który powinien pojawić się tu za kilka dni. W kwestii samego koncertu – bardzo pozytywne zaskoczenie. Nagrania, których słuchałem w domu, jakoś mnie nie przekonały. Na żywo gitarowe indie rockowe klimaty zabrzmiały znacznie lepiej. Na pewno miała na to wpływ charakterystyczna sceniczna maniera wokalisty, który swoimi ruchami przypominał krzyżówkę Iana Curtisa i Thomasa Smitha. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z twórczością Admiration Is For Poets, zdecydowanie polecam poczekać na koncert w waszej okolicy.
The Dumplings
Przez ostatni rok słyszałem o nich naprawdę dużo, jednak chyba trochę podświadomie wstrzymywałem się z przesłuchaniem studyjnego materiału, żeby najpierw zobaczyć The Dumplings na żywo. Wczoraj w końcu się udało i już wiem, że ich płyta na pewno pojawi się w moich słuchawkach jak tylko wrócę do domu. Justyna absolutnie zauroczyła mnie swoją osobowością sceniczną. Biorąc pod uwagę, że gdyby wyliczyć średnią wieku w duecie The Dumplings, byliby nadal niepełnoletni, to jestem pełen podziwu dla tak dużej dojrzałości ich kompozycji i umiejętności łączenia nowoczesnych, elektronicznych brzmień. Zazwyczaj sceptycznie podchodzę do haseł w stylu „nowe objawienie na polskiej senie muzycznej” i być może dlatego tak długo zwlekałem z poznaniem ich twórczości, ale w przypadku tego duetu naprawdę można mówić o wielkim talencie.
Cerebral Ballzy
Zespół, którego wcześniej nie znałem. Przez pierwsze cztery utwory byłem pewny, że wokalista śpiewa w języku, którego nie było mi dane poznać. Dopiero festiwalowy program wyprowadził mnie z błędu. Cerebral Ballzy pochodzą z Nowego Jorku, a bliżej nieokreślone słowa, które wypluwał z siebie wokalista, były mieszanką angielskiego z dużymi ilościami Jagermeistera. Charakterystyczna butelka nie opuszczała zresztą sceny. Zawsze podziwiałem umiejętność łączenia alkoholu z grą na instrumentach, bo w moim przypadku to nigdy nie chciało zadziałać, dlatego mimo wszystko koncert Cerebral Ballzy nie wypadł tak źle jak mogłoby się wydawać. Nie dotrwałem jednak do końca, bo z utworu na utwór wokalista coraz bardziej odpływał…
Lyla Foy
Lyla Foy to nowy nabytek wytwórni Sub Pop, która była wczoraj mecenasem Sceny Eksperymentalnej. Nie miałem w planach odwiedzać tego koncertu, jednak jakoś tak się złożyło, że miałem okazję wysłuchać pierwszych trzech kawałków. Lyla to typowy amerykański songwritting. Bez szczególnych udziwnień, z przyjemnym żeńskim wokalem i nieskomplikowanymi gitarami. Dla mnie najmocniejszym elementem tego koncertu był perkusista. Przy tak minimalistycznym graniu robił kapitalną techniczną robotę. Prosta perkusja zagrana w taki sposób naprawdę robi wrażenie. Wbrew pozorom nie każdy tak potrafi.
clipping.
W namiocie Sceny Eksperymentalnej ciężko było wytrzymać z powodu tłumów, jakie zebrał clipping. Okazuje się, że na OFFie nie brakuje fanów rapu. Wcześniej jakoś nie miałem okazji posłuchać tego trio, jednak dziś już wiem, że będzie to moje kolejne „must have”, jeśli chodzi o muzykę do auta. Przeszybkie flow i oszczędne bity na koncercie dopełniły się idealnie, więc wierzę, że w kwestii studyjnych nagrań nie może być inaczej.
Oranssi Pazuzu
Dotarłem na ostatnie trzy kawałki, a mimo tego uważam, że był to chyba najlepszy koncert pierwszego dnia festiwalu. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się zobaczyć Oranssi Pazuzu na żywo, bo czuję ogromny niedosyt.
Neutral Milk Hotel
Ostatni koncert, na który udało mi się dotrzeć. Neutral Milk Hotel również należał do zespołów, którym wcześniej nie miałem okazji przyjrzeć się z bliska. Akordeony i dęciaki w połączeniu z akustycznymi gitarkami w stylu country to zupełnie nie moja bajka, jednak ta rustykalna przaśność miała w sobie naprawdę dużo uroku. Piątym członkiem zespołu była wczoraj publiczność, która podczas koncertu popisała się znajomością większości utworów i dzielnie wspierała zespół z drugiej strony sceny.
A tymczasem biegnę na kolejne koncerty. Stay tuned!
Jakby co to te przyciski podają dalej:
*a jak korzystasz z AdBlocka to w ogóle ich nie widzisz