465329797

Facebooka odpaliłem dzisiaj około godziny 11:00. Minęły więc jakieś 3-4 godziny od zakończenia gali rozdania nagród Grammy (miała się zacząć ok. 1:00 czasu polskiego, więc obstawiam te 6-7 godzin trwania). Jakieś 12 godzin wcześniej w sieci pojawiła się łódzka wersja klipu Happy, którym z upodobaniem promują się kolejne miasta. Obydwa wydarzenia zgrały się w czasie, obydwu towarzyszy Pharell, a ja, nieważne jak bardzo chciałbym o nich nie wiedzieć, na samym Facebooku od rana znalazłem już jakieś 30 udostępnień filmików z obu iwentów. Dziś skupię się jednak na gali Grammy, a łódzkie Happy zostawię sobie na inną okazję. 

Lucky to świetny przykład utworu, którego można mieć dosyć, mimo że dobrze się go słucha. Nie wiem, ile miesięcy media eksploatowały ten kawałek, ale ja serio po dwóch chciałem, żeby przestali. Nie było dnia, żeby piosenka nie poleciała w radio, w telewizji, na zakupach, w knajpie, na ulicy, wszędzie. Mam takie fazy, że przez 2 tygodnie słucham non stop jednego kawałka, ale wszystko ma swoje granice. Od wakacji nową płytę Daft Punk omijam szerokim łukiem z nadzieją, że trauma w końcu się skończy.

465292885

Wydawało mi się, że „porzyg” piosenką Lucky towarzyszył nie tylko mi, jednak tu niespodzianka. Daft Punk zgarnął prawie wszystko, co było do wzięcia na Grammy, grają ze Steviem Wonderem i boom „na Fejsie” powraca. Rozumiem, że Stevie zgarnął w swoim życiu 26 statuetek muzycznego Oscara, ale chciałbym spytać wszystkich, którzy udostępnili (albo w ciągu najbliższych godzin udostępnią) na swoich tablicach wideo z występu: co jest takiego niesamowitego w występie Pharella (oczywiście oprócz gigantycznego kapelusza), Daft Punk i Steviego Wondera? Czy naprawdę wystarczy, żeby na scenie pojawił się niewidomy starszy pan, żeby liczba udostępnień klipu szła w miliony?

[youtube http://www.youtube.com/watch?v=o00pgGRvXnU?rel=0&w=670&h=354]

Wykon nie różni się praktycznie niczym od wersji singlowej, Stevie Wonder, z całym szacunkiem dla niego, niestety nie radzi już sobie najlepiej wokalnie i, generalnie rzecz biorąc, jest to wciąż piosenka, której od paru miesięcy nie możemy już słuchać, bo puszczają ją WSZĘDZIE. No i tytułowe pytanie: kiedy ostatnio słuchałeś Steviego Wondera? Może to wina mojej pamięci, ale nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek z moich znajomych udostępnił na swojej tablicy jakikolwiek utwór Wondera solo. Nie widzę go również w historii scrobbli na Last.fm, jak również w odsłuchanych utworach na Deezer i Spotify. Zobaczymy, czy dziś nastąpią w tej kwestii nieoczekiwane zmiany. Pozostaje mieć również nadzieje, że wykon na gali Grammy to wisienka na rozdmuchanym torcie pt. Lucky, która ostatecznie zakończyła szał na katowanie nas jedną i tą samą piosenką (od kwietnia wyszły już 3 inne single z tej płyty, których ani razu nie słyszałem poza domem).

[youtube http://www.youtube.com/watch?v=mwcL6A9qYJs?rel=0&w=670&h=354]

Na koniec, nieco dla równowagi, chciałbym podzielić się moim faworytem z wczorajszego iwentu, a mianowicie Imagine Dragons z Kendrickiem Lamarem. Radioactive też był swojego czasu brutalnie eksploatowany w radiu (co ciekawe, również tam, gdzie nie spodziewałbym się usłyszeć zespołu z łatką „alternative”), jednak w porę się skończyło i piosenki mogę słuchać dalej. Na Grammy zespół zaczął zupełnie normalnie. Zdążyłem niewinnie uśmiechnąć się w duchu na widok białych, boysbandowych kreacji zespołu, po czym na scenę wpadł Kendrick i zrobił tak, że liczniki Geigera w Los Angeles prawdopodobnie naprawdę mogły się ruszyć. Wideo możecie zobaczyć powyżej.

Bartłomiej Luzak

 

Zdjęcia: Kevork Djansezian/Getty Images

Jakby co to te przyciski podają dalej:

*a jak korzystasz z AdBlocka to w ogóle ich nie widzisz