Debiut zespołu Muchy przypadł mniej więcej na czasy, które opisywałem ostatnio przy okazji tekstu 100 piosenek – 100 róznych historii, część #2, dlatego utwory z płyty „Terroromans” z pewnością mogłyby uzupełnić soundtrack dobrej zabawy z tego okresu, zarówno jeśli chodzi o ich teksty, jak i same wspomnienia, które za nimi idą. Wśród polskich zespołów muzycznych, naprawdę tylko garstka tekściarzy piszących w ojczystym języku nie wywołuje u mnie raka grafomanii albo refluksu spowodowanego nadmiernym banałem. Michał Wiraszko posiadł jednak tą unikalną umiejętność łączenia prostych słów w błyskotliwe połączenia, tworzące razem wyjątkowo celne spostrzeżenia i obserwacje tego, co nas otacza i jak się zmienia. Co ciekawe, z płyty na płytę teksty są jeszcze bardziej trafne i jeszcze skuteczniej trafiające w moje poczucie „dobrych piosenek po polsku”. Na przestrzeni lat 2007-2012, kiedy ukazywały się kolejne płyty Much, miałem z resztą wrażenie, że poniekąd dorastam razem z tematami, jakie Michał poruszał w tekstach. Jestem bardzo ciekaw, czy schemat powtórzy się przy okazji czwartej płyty, która ma się ukazać w tym roku. Kilka dni temu miałem okazję porozmawiać z Michałem. Temat tekstów i nowej płyty postanowiłem zostawić jednak na czas bliższy dniu premiery nowego albumu. Zamiast tego pomyślałem, że z okazji dziesięciolecia Much, warto przyjrzeć się bliżej zmianom, jakie zaszły na rynku muzycznym w ciągu ostatniej dekady…

Jak już zdążyłeś mi powiedzieć, macie wyjątkowo gorący okres związany z nagraniami czwartej płyty. Tym bardziej cieszę się, że znalazłeś czas na tę rozmowę. Pytania o nowy album pozwolę sobie jednak zostawić na “kiedy indziej”. Poniekąd dlatego, że nie chcę Cię męczyć o szczegóły przed premierą, ale również dlatego, że profil “Jak Tu Grać?” skupia się bardziej na realiach naszego rynku muzycznego i właściwie to interesuje mnie na ten moment nieco bardziej. Pamiętasz jeszcze jak zaczynaliście? Jakie wtedy były bolączki młodych muzyków, którzy próbują się przebić?

Oj tak, to był rok 2003-2004. O Facebooku nikt wtedy nie słyszał, Myspace był w powijakach. Graliśmy więc ile się da. Wszędzie, byle tylko pokazać się ludziom. Podstawą działalności był wtedy materiał demo, który rozsyłało się pocztą do wytwórni i właśnie koncerty. Bolączką było samo wydawnictwo, do którego dążyło się za wszelką cenę. To było przepustką do tzw. branży, do oficjalnego w niej funkcjonowania.

Od tego czasu pojawiły się trzy płyty. Tak wyobrażałeś sobie wtedy moment, w którym jesteście teraz?

Nigdy nie wyobrażałem sobie nawet, że zespół przetrwa tak długo. To nasze granie było podówczas raczej potrzebą serca. Przymusem twórczego wyżycia się. Jeździliśmy na próby, bo studia zapewniały nam dużo wolnego czasu, a zawsze chcieliśmy mieć zespół.

Myślisz, że gdybyście wystartowali w 2014 roku, sukces wyglądałby podobnie?

Trudno rozważać w ten sposób. Nie da się przekleić tamtego zespołu w dzisiejsze realia ani na odwrót. Można natomiast przyrównać pewne reguły. To znaczy nie zmieniło się wiele, jeśli chodzi o mechanizmy zdobywania popularności. Debiutanci są zauważani, jeśli mają coś do powiedzenia. Jeśli ich muzyka porusza i jest oryginalna. Wtedy nam się udało wstrzelić w pewne oczekiwania ludzi. Jak byłoby teraz? Nie wiem…

Parafrazując trochę tekst “Zamarzam”, MySpace skończył się w chuj. Myślisz, że kiedy debiutowaliście, serwis w większym stopniu przyczyniał się do promocji muzyki niż np. w tej chwili Facebook?

Myślę, że nie. Z prostej przyczyny – był po prostu mniej powszechny. Facebooka ma praktycznie każdy, z Myspacem tak nie było.

 

Natomiast jeśli czegoś naprawdę zazdroszczę debiutantom, to tej frajdy, lekkości i bezinteresowności początków grania.

 

jaktugracUczepię się jeszcze tego Myspace, bo pamiętam, że Waszą muzykę znalazłem lata temu właśnie tam. Możliwości promocji w sieci jest teraz naprawdę dużo, liczba serwisów pozwalających udostępniać muzykę jest ogromna. Myślisz, że to pomaga młodym kapelom w promocji, czy wręcz przeciwnie powoduje to, że giną wśród tych setek tysięcy profili?

Internet jest nowym rodzajem wolności. Ludzie mogą sami oceniać co im się podoba. Czego chcą słuchać, co oglądać a czego unikać. Ta różnorodność promocyjna to światełko w tunelu, bo każdemu daje ona do ręki potężne narzędzie. Można w kilka sekund dotrzeć do najdalszych zakątków naszej planety. Te mechanizmy wymykają się prawidłom rynkowym a to pozwala wybić się artystom dobrym, a nie po prostu dobrze promowanym. To samo dotyczy młodych kapel. Ich siła przebicia zależy w tej chwili tylko od nich. Jeśli giną wśród setek tysięcy profili oznacza to, że się nie wyróżniają, że nie przykuwają uwagi albo nie mają nic ponadprzeciętnego do zaoferowania.

zdj4

Jest coś, czego zazdrościcie kapelom, które debiutują dziesięć lat po was? Myślisz, że przez ten czas dużo się zmieniło, jeśli chodzi o budowanie pozycji zespołu na rynku muzycznym?

Zmieniło się bardzo dużo. Kiedy myśmy startowali był jeden festiwal – Przystanek Woodstock. Potem pojawił się dopiero Opener i kolejne. W tej chwili biznes koncertowy jest nieporównywalnie większy niż podówczas. O różnicach w funkcjonowaniu wirtualnym i promocji już rozmawialiśmy. Natomiast jeśli czegoś naprawdę zazdroszczę debiutantom, to tej frajdy, lekkości i bezinteresowności początków grania. Tych, którym się uda czeka wielka przygoda i ciekawe odkrywanie świata. Tego im zazdroszczę, tego poznawania świata przez muzykę i dzięki muzyce.

Młodzi stawiają poprzeczkę coraz wyżej. Do tego stopnia, że ci, którzy mieli już swoje pięć minut, w jakiś sposób starają się naśladować tę, nazwijmy to, “nową muzykę”. Mam wrażenie, że nasze nieco skostniałe do tej pory, muzyczne poletko w końcu jakby zaczyna ruszać do przodu. Widzisz jakiś powiew świeżości?

Zgadzam się w stu procentach i to jest też pozytywny skutek otwartości, którą przyniósł powszechny dostęp do Internetu. Naszej rodzimej muzyce coraz bliżej do realiów światowych. Technicznie, przemysłowo ale przede wszystkim artystycznie. Jestem niesamowicie dumny z tego, że mogliśmy być elementem tego rozwoju – tej układanki. W naszych polskich realiach nie pozostaje nam nic innego jak zakasać rękawy i gonić dobre wzorce. Jednocześnie nie można zapominać o artystycznej oryginalności. Jeśli młodzi kopiują „zachód” to jeszcze pół biedy. Natomiast jeśli starzy kopiują młodych kopiujących „zachód”, raczej skończy się to niezgrabną śmiesznością.

[youtube http://www.youtube.com/watch?v=8E4j04UiMvA?rel=0&w=670&h=354]

Siedzisz na co dzień w polskiej muzyce czy inspiracji szukasz raczej za granicą? Co z nowych rzeczy zrobiło na Tobie ostatnio wrażenie?

Słucham kilku, kilkunastu płyt tygodniowo. Staram się słuchać każdej nowości i odświeżam sobie tak zwaną klasykę albo uzupełniam braki słuchając starych dyskografii. Ostatnio najchętniej wracam do muzyki elektronicznej. Nicolas Jaar, Disclosure, James Blake czy Ghostpoet to moje ulubione wydawnictwa ubiegłego roku. Nowe płyty Davida Bowiego, Nicka Cave’a, Arcade Fire czy w końcu Atoms For Peace. To moje najnowsze uwrażliwiacze.

Miało nie być o nowej płycie, ale na koniec muszę zapytać. Sięgniecie po cyfrowe rozwiązania czy zostajecie przy analogowym brzmieniu?

Nie wzbraniamy się przed niczym. Sięgniemy po takie rozwiązania, które przyniosą najlepszy efekt i dadzą najwięcej naszej muzyce.

W takim razie nie drążę tematu dalej i czekam na efekty pracy w studio. Mam nadzieję, że przy następnym spotkaniu będziemy mogli porozmawiać tylko o tym.

Bartłomiej Luzak

***

Zdjęcie zespołu: Wojtek Skibicki

Zdjęcie Michała: Itokyl (na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)

Jakby co to te przyciski podają dalej:

*a jak korzystasz z AdBlocka to w ogóle ich nie widzisz